Moje miasto a w nim... - O miastach jutra
Znacie ten stan, kiedy macie ochotę na naprawdę dobrą
książkę, ale wszystko co czytacie jest „po prostu ok”? Niby wszystko jest w
porządku, ale czegoś jednak brakuje... Jakby wszystko co czytacie,
przeczytaliście już wcześniej – pod innym tytułem, innymi słowami, ale jednak
to samo. Tak, też tak czasem mam, zwłaszcza ostatnio. Ale w końcu znalazłam
książkę, która – przynajmniej dla mnie – było porządnym powiewem
świeżości: „Pojutrze. O miastach przyszłości” Pauliny Wilk.
Nie lubię mówić, że coś przełamuje schematy – często brzmi to
dla mnie po prostu zbyt banalnie – ale w
tym przypadku zrobię wyjątek. Ta książka przełamuje schematy. I nie mówię tu o
schematach literackich czy reporterskich, ale o schematach, w których postrzegamy miasta
i naszą przyszłość w nich. O schematach,
które definiują jak na co dzień zmieniamy przestrzeń wokół nas i w jaki sposób
wpłynie to na pokolenia późnego XXI wieku. Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Zakładam,
że na co dzień mamy inne, bardziej bieżące sprawy na głowie, ale halo – przy
obecnym wzroście populacji ludności nie mamy co liczyć, że ten problem w nieskończoność będzie poza zasięgiem naszych zmartwień. Dotyczy nas to już teraz, chociaż w danym
momencie może nie odczuwamy tego bardzo dotkliwie. Do czasu. Populacja
ludzkości przekroczyła już 7,5 mld i
rośnie z sekundy na sekundę (dosłownie: tutaj dostępny jest licznik populacji
na żywo ). I właśnie kwestią czasu jest sytuacja, w której globalny kryzys dosięgnie i nas: nas - w naszych wygrzanych i komfortowych domach, nas – z iPhonami
w rękach, nas – przejmującym się jedynie kwadratem własnego podwórka, bo tyle
mieści się w kadrze instragrama. I będzie zdumienie i niedowierzanie, bo jak
to? Tu, u nas?
Przy coraz większej liczbie ludności i drastycznie
kurczących się zasobach naturalnych pojawia się oczywiste pytanie: co zrobić,
żeby w przyszłości wykarmić taką liczbę ludzi, dostarczyć im wodę i prąd,
jednocześnie nie powodując zupełnej degradacji planety? Czy w ogóle istnieją
pomysły na rozwiązanie tych kwestii? Dalekosiężne plany, strategie rozwoju?
Cokolwiek? Otóż istnieją, niektóre pragmatyczne, niektóre wybujałe w swojej
fantazji, niektóre tak abstrakcyjne, że ciężkie nawet do wyobrażenia. Pomysły
istnieją, gorzej natomiast z ich realizacją.
Jedno jest pewne: jednym z kluczowych aspektów tej kwestii
jest organizacja miast przyszłości i takim miastom – w obecnym wydaniu –
przygląda się autorka „Pojutrza”. A miasta są różne: od Kampali po Dubaj, od
przedmieść Limy po wieżowce Seulu. I tyle ile miast tyle idei oraz urbanistycznych
koncepcji. Albo ich braku. Jest bowiem grupa miast, które nieustannie pną się
do góry dumnie prężąc swoje architektoniczne cuda. Są miasta budowane od zera,
zaplanowane do najmniejszego szczegółu: są miasta budowane na wodzie – wszak
nasze potrzeby rosną, a gruntu nie przybywa – są miasta ekologiczne mające być w
przyszłości samowystarczalne energetycznie i miasta biznesowe, budowane w
specjalnych strefach ekonomicznych. Wszystkie łączy wizja i potrzeba szukania
alternatywy, przeprogramowania obecnych przyzwyczajeń i technologii.
Ale jest też druga grupa miast – miasta rozrastające się w bok. Chociaż „rozrastające się” to złe słowo. Bardziej są to miasta rozpełzające się, rozlewające się coraz dalej i w zawrotnym tempie pochłaniające wszystko co napotkają po drodze. Miasta takie jak Kampala czy Bombaj, w których nikt o żadnym planie nie słyszał, a miasto budowane jest przez napływających doń mieszkańców. Budowane ze wszystkiego, co można znaleźć – głównie śmieci, bo na materiały z prawdziwego zdarzenia stać nielicznych. Rezultatu łatwo się więc domyślić: z dnia na dzień rozrastają się połacie nieporządku, chaosu, który ma jeden główny cel: przeżyć kolejny dzień.
Ale jest też druga grupa miast – miasta rozrastające się w bok. Chociaż „rozrastające się” to złe słowo. Bardziej są to miasta rozpełzające się, rozlewające się coraz dalej i w zawrotnym tempie pochłaniające wszystko co napotkają po drodze. Miasta takie jak Kampala czy Bombaj, w których nikt o żadnym planie nie słyszał, a miasto budowane jest przez napływających doń mieszkańców. Budowane ze wszystkiego, co można znaleźć – głównie śmieci, bo na materiały z prawdziwego zdarzenia stać nielicznych. Rezultatu łatwo się więc domyślić: z dnia na dzień rozrastają się połacie nieporządku, chaosu, który ma jeden główny cel: przeżyć kolejny dzień.
Wydaje mi się, że właśnie tak będzie wyglądała nasza
przyszłość w miastach: będzie przyszłością ogromnych kontrastów. Kontrastów
pomiędzy wysoko wyspecjalizowanymi, samowystarczalnymi i bogatymi ośrodkami a miastami-fawelami
– ogonami świata, który będą walczyły o każdy łyk wody i haust świeżego
powietrza. Ważne jest jednak to, że przyszłość ta w dalszym ciągu leży w
naszych rękach i to od nas zależy, w którym kierunku chcemy się rozwijać.
Możemy oczywiście nie robić nic, tak jak wychodzi nam to najlepiej, ale nie liczmy
wówczas, że w czarnej godzinie ktoś bezinteresownie wyciągnie do nas pomocną
dłoń. Jeśli zależy nam na własnej niezależności to trzeba o nią walczyć tu i
teraz, z wizją i pomysłem na siebie, bo w momencie gdy my siedzimy w naszych ciepłych
gniazdkach świat pędzi do przodu i nie czeka na spóźnialskich. Hard way or no
way.
źródło |
Książkę zdecydowanie przeczytam, bo brzmi interesująco! :) ze swojej strony polecam "Wanna z kolumnadą" Filipa Springera - jeżeli jeszcze nie czytałaś to myślę, że przypadnie Tobie do gustu :)
OdpowiedzUsuńNie , akurat tej nie czytałam - dzięki :) Akurat wydawnictwo Czarne trzyma poziom, więc reportaże od nich biorę w ciemno.
UsuńCo do "Pojutrza" - przeczytaj, bo naprawdę warto. Ta książka niedawno miała premierę, więc powinna być dosyć łatwo dostępna. Dobre jest też to, że autorka podaje książki, które ja samą zainspirowały, więc mam już lekturę na kolejne tygodnie ;)
46 yrs old VP Quality Control Glennie Monroe, hailing from Lacombe enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Origami. Took a trip to Historic Fortified Town of Campeche and drives a Expedition. zawartosc
OdpowiedzUsuń