"Disaster Artist" – Szaleniec wywyższony


Są dwa rodzaje dobrych filmów: filmy po prostu dobre i filmy tak złe, że aż dobre.  O ile w tej pierwszej kategorii zazwyczaj znajdują się produkcje znane szerokiej publiczności, zdobywające nagrody i docenione przez krytyków tak druga kategoria rządzi się swoimi własnymi prawami.  Bo czym tak naprawdę charakteryzuje się „zły film”? Lista grzechów jest długa: kiepską gra aktorska (lub jej zupełny brak), niespójna fabuła, drętwy scenariusz czy scenografia rodem z „Korony królów”. Jasne, ale takich filmów można znaleźć tysiące. Co więc powoduje, że niektóre z nich docierają do szerokiej publiczności i zyskują miano kultowych? Co sprawia, że niektóre produkcje są  tak słabe, że ich oglądanie aż boli, a mimo to rzesze fanów wracają do nich przy każdej możliwej okazji dumnie wtórując „aktorom” w ich „najlepszych” kwestiach? Na to pytanie chyba nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi, bo i filmy złe ciężko jest podciągnąć pod jakiekolwiek uniwersalne reguły.

Ale do rzeczy. Jest jeden film, film tak słaby, tak źle zrobiony, że został okrzyknięty najgorszym filmem świata. Mowa oczywiście o „The Room”, filmie obyczajowym, którego reżyserem, scenografem i odtwórcą głównej roli jest Tommy Wiseau – ekscentryk niewiadomego pochodzenia, który nie tylko opłacił całą produkcję  filmu (budżet wyniósł ponad 6 mln USD), ale również jego popremierową, trwająca 5 lat (!) reklamę na ogromnym billboardzie w centrum Hollywood. Pochodzenie fortuny Wiseau nie jest znane, tak samo jak wiele innych faktów z jego życia prywatnego (chociażby data urodzenia).  

Kadr z oryginalnego 'The Room'  (źródło: https://chicagoliterati.com)

Film powstał w 2003 roku i od tamtej pory obrósł legendą. Opowiada o mężczyźnie, którego życie zamienia się w egzystencjalną udrękę po tym, jak jego narzeczona zaczyna spotykać się z jego najlepszym kumplem. Chyba. Bo tak naprawdę za odpowiedź na pytanie „O czym tak naprawdę jest ten film?” powinni przyznawać nagrody w osobnej kategorii Złotych Malin. Na moje szczęście wielu szukało tej odpowiedzi na długo przede mną, polecam więc obejrzeć jedną z recenzji wyłowionych z czeluści Internetów. Chociażby tę opracowaną przez Nostalgia Critic:


 „The Room” z biegiem czasu stał się produkcją tak kultową, że cały czas jest on wyświetlany w niektórych kinach w USA, a widzów na seansach nie brakuje. I może nie byłoby w tym nic dziwnego – w dobie szeroko dostępnych mediów społecznościowych można zorganizować fanklub dosłownie wszystkiego, od wielbicieli gier na konsole z lat 90’ po miłośników amatorskich filmów o kotach  –  gdyby nie fakt, że nierozwiązania tajemnica pochodzenia Wiseau niejednemu spędzała sen z powiek. I słusznie.

Na 9 lutego zaplanowana jest polska premiera filmu „Disaster Artist” opowiadącego o kulisach powstawania „The Room”. James Franco podejmuje się heroicznej próby rozwikłania sekretu Wiseau i robi to w sposób co najmniej spektakularny. „Disaster Artist” jest bowiem jednocześnie prześmiewczą komedią  jak i dramatem jednostki borykającej się z brakiem akceptacji społeczeństwa. Na głównej płaszczyźnie film ten jest ukłonem w stronę oryginalnego „The Room”, znajduje się tu mnóstwo insiderów i odwołań do pierwotnej produkcji, co za każdym razem wywołuję salwę śmiechu na sali kinowej. Przez cały seans nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że film posiada też swoje drugie dno, dużo bardziej mroczne i dużo mniej skłaniające do śmiechu.  

Tommy’ego Wiseau poznajemy jako ekscentryka i niespełnionego artystę, ale przede wszystkim jako człowieka z oczywistymi – choć zapewne nigdy niezdiagnozowanymi – zaburzeniami osobowości. Człowieka, który przez cały czas produkcji filmu – a prawdopodobnie również przez całe życie – próbuje przedstawić swoją wizję świata w sposób oczywisty i jasny dla niego  – a kompletnie odrealniony dla całej reszty. Człowieka, który ma w głowie obraz zrozumiały jedynie dla niego samego i dla którego ten obraz staje się jedyną właściwą rzeczywistością. Obraz, który jako artysta chciałby pokazać światu, ale który ginie gdzieś pomiędzy wybuchami śmiechu ekipy filmowej.
Podobno żeby zaistnieć w show-biznesie potrzebny jest talent lub pieniądze, a najlepiej jedno i drugie. Coś w tym jest, bo jak widać nawet przy kompletnym braku talentu, ale odpowiednio wysokich funduszach można wypchnąć na świat swoje filmowe dziecko – pokraczne, kanciaste i niczym nieprzypominające dopieszczonych do ostatniego szczegółu wyreżyserowanych filmowych lalek – ale jednak dziecko.

Ciekawy jest dla mnie jednak inny aspekt tej sprawy. Pomimo, że wszelkie zaburzenia psychiczne są bardzo częste w naszym społeczeństwie to ludzie chorzy psychicznie – bez pieniędzy i uzależnieni od dobrej woli rodziny – najczęściej są izolowani we własnych domach lub zakładach zamkniętych. A przecież każdy z nich (tak samo zresztą jak każdy z nas) postrzega świat na swój pokrętny sposób. Wielu z nich nie słyszymy, bo i nie chcemy słyszeć – na wszelkie objawy szaleństwa i odstępstwa od normalności,  w tramwajach czy na ulicy – odwracamy wzrok i kierujemy się w inną stronę.
A gdyby tak każdy z nich miał możliwość nakręcenia filmu o tym jak postrzega świat? Lub inaczej – a gdyby tak każdy z nas mógł nakręcić film o swojej własnej rzeczywistości, bez przestrzegania zasad w jaki sposób coś pokazać, ani ogólnie „co powinno” a „czego nie powinno się” pokazywać?
Myślę, że powstałaby z tego bardzo ciekawa, wybuchowa, słodko-gorzka mieszanka obrazów ludzkich emocji, szalona parada przebierańców, która wymykałaby się uniwersalnej interpretacji. Ale którą można by zbyć zwykłym ludzkim śmiechem, jak wszystko to, co dla nas niezrozumiałe i dla czego trudno jest znaleźć trafniejszą reakcję.
I trochę w ten sposób odbieram „The Room” po obejrzeniu „Disaster Artist” – śmiechem, ale śmiechem podszytym pytaniem – całkiem zresztą poważnym – co się do diabła dzieje w głowie tego gościa?

---

Ten seans przypomniał mi jak bardzo lubię filmy klasy B. Macie swoich ulubieńców z tej kategorii?
Jeden z moich: "Jezus Chrystus - Łowca Wampirów". Cytując opis za FilmWebem: "Jezus ponownie przychodzi na Ziemię. Z pomocą meksykańskiego zapaśnika i pięknej motocyklistki stawia czoła wampirom mordującym lesbijki."
Polecam.

Komentarze

Popularne posty